Gdy (część) konsorcjum chce do sądu
Konsorcjum od wielu lat jest powszechną i – wydawałoby się – dobrze znaną formą współpracy przedsiębiorców realizujących zamówienia publiczne. Mimo to konstrukcja ta wciąż budzi wątpliwości prawne, zwłaszcza gdy rodzi się spór i trafia on do sądu. Ze względu na zwodnicze podobieństwo tej konstrukcji do spółki cywilnej niejasne bywa to, którzy członkowie konsorcjum mogą uczestniczyć w procesie sądowym. Takie właśnie zagadnienie badał Sąd Najwyższy w wyroku z 30 czerwca 2021 r., III CSKP 75/21.
O co w sprawie chodziło
W przytoczonym wyroku Sąd Najwyższy analizował sytuację, w której z żądaniem zapłaty wynagrodzenia za roboty budowlane przeciwko zamawiającemu (z zamówienia publicznego) wystąpił tylko jeden z dwóch członków konsorcjum. Sądy pierwszej i drugiej instancji uznały, że powództwo należy oddalić, ponieważ pojedynczy członek konsorcjum nie ma legitymacji procesowej, tzn. nie może samodzielnie występować w procesie z takim żądaniem. Przyczyną miało być to, że do konsorcjum należało stosować odpowiednio przepisy o spółce cywilnej, w tym te o majątku wspólnym. Sąd Najwyższy, na podstawie analizy treści umowy konsorcjum, uznał taką kwalifikację za zbyt pochopną i bezzasadną, a w konsekwencji zaskarżony wyrok uchylił.
Na kanwie tego wyroku dobrze uwidaczniają się typowe problemy procesowe związane z konstrukcją konsorcjum.
Skąd się biorą konsorcja
Główną przyczyną problemów jest elastyczność formy „konsorcjum”. Wbrew pozorom nie ma bowiem przepisów, które regulowałyby odrębnie instytucję konsorcjum. Jest ona wytworem praktyki, przede wszystkim rynku zamówień publicznych, na którym współpraca kilku podmiotów bywa konieczna, żeby spełnić wymagania zamawiającego, np. dotyczące odpowiedniego doświadczenia czy zasobów. Utarło się, że kilku przedsiębiorców współpracujących przy realizacji zamówienia (zwłaszcza na roboty budowlane) określa się właśnie mianem konsorcjum – mimo że pod tym pojęciem mogą kryć się zgoła odmienne konstrukcje, zależnie od tego, na co konsorcjanci się umówili.
Źródłem każdego konsorcjum jest bowiem ostatecznie umowa między jego członkami. To ona określa cechy stosunku, które strony nazwały „konsorcjum” i – w razie sporu – sąd będzie kierował się właśnie treścią konkretnej umowy, aby ustalić, jakie są stosunki prawne między członkami konsorcjum oraz między nimi a zamawiającym czy podwykonawcami. Z braku przepisów regulujących wprost stosunek konsorcjum sądy posiłkują się przepisami dotyczącymi innych stosunków, zwłaszcza najbardziej zbliżonej charakterem spółki cywilnej (zobacz np. wyrok Sądu Najwyższego z 23 września 2016 r., II CSK 27/16, czy postanowienie z 6 marca 2015 r., III CZP 113/14), jednak w procesie tym powinno się unikać myślenia schematycznego, a zwłaszcza pochopnego utożsamiania konsorcjum ze spółką cywilną.
Taki był też główny motyw uzasadnienia wyroku Sądu Najwyższego z 30 czerwca 2021 r.
Konsorcjum, czyli co?
Choć liczba możliwych wariantów co do treści umowy konsorcjum jest w zasadzie nieograniczona, to z perspektywy zdolności do uczestnictwa w danym procesie sądowym (tzw. legitymacji procesowej) fundamentalne znaczenie mają przede wszystkim dwa zagadnienia.
Po pierwsze, kto miał być stroną umów zawieranych w związku z realizacją zamówienia, którego dotyczy konsorcjum. Jest to pytanie o to, czy dane konsorcjum ma wywierać skutki tylko wewnętrzne (między swoimi członkami), czy również na zewnątrz, w relacjach z osobami trzecimi.
Najczęściej konsorcjum ma przynajmniej częściowo charakter zewnętrzny. Umowę z zamawiającym zawierają zwykle wszyscy członkowie konsorcjum, reprezentowani przy podpisaniu przez lidera konsorcjum. Może być jednak inaczej: lider konsorcjum zawiera umowę z zamawiającym tylko we własnym imieniu, a pozostali członkowie tylko współpracują z nim przy realizacji. Również umowy konsorcjum z podwykonawcami oraz dostawcami materiałów i usług mogą być zawierane albo przez wszystkich członków konsorcjum razem, albo osobno przez każdego członka konsorcjum z własnymi partnerami.
Po drugie, istotne znaczenie ma to, czy między członkami konsorcjum miała powstać współwłasność jakiegokolwiek majątku (w tym roszczeń), co jest cechą typową dla spółki cywilnej. Umowy konsorcjum (jak i inne umowy gospodarcze) często wprost zastrzegają, że nie tworzą spółki cywilnej, jednak jeżeli nie ma takiego zastrzeżenia, kwestia zależy od interpretacji umowy przez sąd. Powinien się on przy tym kierować raczej tym, jaka była zgodna intencja stron, a nie dosłownym brzmieniem umowy (art. 65 § 2 Kodeksu cywilnego).
Kto może do sądu?
Od odpowiedzi na pytania opisane w poprzednich akapitach zależy w znacznej mierze kto, spośród członków konsorcjum, może występować w sądzie w ewentualnych sporach dotyczących wspólnego przedsięwzięcia.
Jeżeli umowę z zamawiającym zawarł tylko lider konsorcjum, we własnym imieniu, to tylko lider ma prawo występować przeciwko zamawiającemu z roszczeniami wynikającymi wprost z umowy (np. o zapłatę wynagrodzenia). Pozostali członkowie konsorcjum nie mają prawa występować w takim procesie jako strona. Z drugiej strony tylko wobec lidera konsorcjum zamawiający może kierować własne żądania, np. o zapłatę kar umownych czy usunięcie wad wykonanych robót.
Analogicznie wygląda kwestia sporów z podwykonawcami czy dostawcami – jeśli umowy z nimi zawierał tylko jeden członek konsorcjum, to tylko jemu przysługują roszczenia z umowy i tylko wobec niego żądania mogą kierować podwykonawcy lub dostawcy.
Sprawa zaczyna się nieco komplikować, jeżeli umowy były zawierane wspólnie przez wszystkich członków konsorcjum, a więc każdy z nich był wierzycielem i dłużnikiem zamawiającego (ewentualnie wierzycielem lub dłużnikiem podwykonawcy czy dostawcy). Problem pojawia się zwłaszcza gdy nie wszyscy konsorcjanci chcą lub mogą współdziałać w procesie przeciwko zamawiającemu – i takiej właśnie sytuacji dotyczył omawiany wyrok.
Jeśli jest wielu wierzycieli jednego zobowiązania, które jest podzielne – tak jak w przypadku zobowiązania do zapłaty wynagrodzenia – zobowiązanie to dzieli się na tyle części, ilu jest wierzycieli (art. 379 § 1 k.c.). Co do zasady podział następuje na części równe, o ile umowa między wierzycielami a dłużnikiem nie stanowi inaczej.
Przykładowo, jeżeli z umowy o wykonanie robót budowlanych zawartej przez konsorcjum trzech spółek należało się 150 milionów złotych, to wierzytelność o zapłatę dzieli się normalnie na trzy części, każda o wysokości 50 mln złotych. W rezultacie każdy z konsorcjantów ma prawo samodzielnie, bez zgody pozostałych, wystąpić bezpośrednio wobec zamawiającego z żądaniem zapłaty 50 mln zł. Współpraca wszystkich konsorcjantów byłaby konieczna tylko wtedy, gdyby żądanie miało obejmować całą kwotę 150 mln zł.
Sprawa będzie przedstawiać się inaczej, jeżeli przyjąć, że dane konsorcjum stanowiło w istocie spółkę cywilną lub zbliżoną formę, ponieważ w takim wypadku między konsorcjantami (wspólnikami) powstaje współwłasność łączna majątku konsorcjum (spółki), w którego skład wchodzą również roszczenia o należne wynagrodzenie. Cechą szczególną współwłasności łącznej jest z kolei jej niepodzielność (tak długo jak trwa spółka), co sprawia, że z roszczeniami należącymi do majątku wspólnego muszą przed sądem występować łącznie wszyscy współwłaściciele, czyli wspólnicy spółki cywilnej. Taki pogląd jest ugruntowany w orzecznictwie (zob. wyrok Sądu Najwyższego z 9 lutego 2011 r., III CZP 130/10).
Konsorcjum to nie spółka (zwykle)
W omawianym wyroku z 30 czerwca 2021 r. Sąd Najwyższy nie zakwestionował tego poglądu, jednak poddał krytyce automatyzm w rozumowaniu sądów obydwu instancji, które bez głębszej analizy umowy konsorcjum w tej sprawie niejako z góry założyły, że należy stosować do niej przepisy o spółce cywilnej, w tym art. 863 k.c. dotyczący majątku wspólnego wspólników.
Sąd Najwyższy przytomnie zauważył, że sięganie do przepisów dotyczących umowy spółki dla oceny umowy konsorcjum jest wprawdzie często zasadne, ale tylko o tyle, o ile dana, konkretna umowa konsorcjum rzeczywiście nosi podobieństwo do spółki cywilnej. W analizowanej sprawie tymczasem treść umowy konsorcjum nie wskazywała, aby konsorcjum miało dysponować jakimkolwiek wspólnym majątkiem. Co więcej, jako zaprzeczenie takiej możliwości sąd potraktował – często spotykane w praktyce – zastrzeżenie, że do lidera należy pobieranie świadczeń od zamawiającego, które ma następnie obowiązek rozdzielać (w odpowiedniej proporcji) konsorcjantom. Z tych powodów Sąd Najwyższy uchylił wyrok do ponownego rozpoznania sprawy, co – zapewne – powinno prowadzić sąd apelacyjny do zbadania, do jakiej części wynagrodzenia samodzielnie uprawniony był ten członek konsorcjum, który z powództwem wystąpił.
Uwagi poczynione przez Sąd Najwyższy w omawianym orzeczeniu są jak najbardziej słuszne. Co więcej, praktyka kontraktowa wskazuje, że członkowie konsorcjów najczęściej zakładają, że ich umowa nie tworzy wspólnego majątku. Jeśli takich postanowień w umowie konsorcjum brak, to raczej dlatego, że jest to uważane za kwestię oczywistą. Trudniejsze w ocenie będą przypadki, gdzie członkowie konsorcjum przewidzieli utworzenie jakiejś puli wspólnych zasobów (np. kontenerów budowlanych, szalunków, elementów zaplecza czy maszyn) dla potrzeb realizacji kontraktu. Ostatecznie zawsze decydować będzie interpretacja woli stron, w świetle okoliczności danej sprawy i zwyczajów branżowych.
Czy lider może więcej?
Powiązanym problemem, którego wprawdzie Sąd Najwyższy w wyroku szerzej nie rozważał, są ewentualne samodzielne uprawnienia lidera konsorcjum, któremu zwykle umowa konsorcjalna powierza prawo do reprezentowania konsorcjum wobec zamawiającego lub do pobierania od niego wynagrodzenia należnego wszystkim konsorcjantom. Takie i podobne sformułowania mogą rodzić pytanie, czy lider konsorcjum ma w efekcie także prawo do samodzielnego występowania przed sądem z roszczeniami wszystkich członków konsorcjum.
Odpowiedź jest zasadniczo negatywna, choć z pewnymi zastrzeżeniami.
Postanowienia umowne, które upoważniają lidera do „reprezentacji” konsorcjum, w zasadzie nie mogą stanowić umocowania do reprezentacji w procesie z tego prostego powodu, że Kodeks postępowania cywilnego (art. 87) zezwala na bycie pełnomocnikiem procesowym tylko osobom fizycznym i to spełniającym określone kryteria – np. adwokatom i radcom prawnym, pracownikom i stałym zleceniobiorcom strony czy zarządcom majątku. Jeżeli lider konsorcjum jest spółką, pełnomocnikiem procesowym nie może być w ogóle. Jeśli jest osobą fizyczną (jednoosobowa działalność gospodarcza), to teoretycznie można wyobrazić sobie taką sytuację, ale sąd musiałby uznać, że jako lider konsorcjum pozostaje on „w stałym stosunku zlecenia” wobec pozostałych członków konsorcjum, bądź też jest ich „zarządcą majątku”.
Samodzielna legitymacja procesowa lidera konsorcjum może natomiast potencjalnie powstać, jeżeli postanowienia umowy konsorcjum zostaną zinterpretowane jako cesja wierzytelności przyszłej członków konsorcjum (art. 509 i nast. k.c.) bądź też przekaz wierzytelności należnej każdemu z członków od zamawiającego na lidera konsorcjum jako odbiorcę przekazu (art. 9211 i nast. k.c.), który to przekaz zamawiający przyjął.
Na przeszkodzie skutecznej cesji mogą jednak stanąć przede wszystkim częste w umowach o zamówienie publiczne zakazy cesji (tak było zresztą w omawianym wyroku). Natomiast aby przekaz doprowadził do powstania odrębnego zobowiązania między zamawiającym (jako przekazanym) a liderem konsorcjum (jako odbiorcą przekazu), konieczne jest oświadczenie przekazanego (zamawiającego) o akceptacji przekazu.
Choć forma takiego oświadczenia jest dowolna, to orzecznictwo zachowuje ostrożność przy ustalaniu, czy do przyjęcia przekazu doszło, co jest skądinąd zrozumiałe, ponieważ przyjęcie przekazu rodzi (w braku innych zastrzeżeń) zobowiązanie abstrakcyjne, niezależne od przesłanek należności przekazywanego świadczenia, a nawet jego istnienia. Stąd przykładowo Sąd Apelacyjny w Łodzi w wyroku z 2 grudnia 2015 r. uznał, że sama wzmianka o przekazie w dokumentacji złożonej w ofercie przetargowej, którą to ofertę zamawiający ostatecznie przyjął, nie stanowi jeszcze oświadczenia o akceptacji przekazu przez zamawiającego (I ACa 774/15). Podobnie należałoby oceniać przedłożenie zamawiającemu umowy konsorcjum. Powinno się w każdym razie pamiętać o krótkim, jednorocznym terminie przedawnienia roszczeń odbiorcy przekazu wobec przekazanego (art. 9212 § 3 k.c.).
Co jeśli zgody brak?
Oczywiście opisane wyżej komplikacje mogą nie mieć znaczenia, jeśli między konsorcjantami panuje zgoda co do dochodzenia roszczeń od zamawiającego. Spory są jednak nieuniknione, dlatego już w umowie konsorcjum warto przewidzieć konkretne zasady współpracy w procesach sądowych (bądź arbitrażowych) przeciwko zamawiającemu czy innym kontrahentom konsorcjum. Istotne jest, aby bezpodstawna odmowa współpracy (np. udzielenia pełnomocnictwa procesowego) łączyła się z odpowiedzialnością konsorcjanta za możliwość utraty części wierzytelności należnych konsorcjum.
Jeśli mimo wszystko nie uda się doprowadzić do współpracy konsorcjantów, przed wystąpieniem do sądu należy bardzo dokładnie przeanalizować kwestie legitymacji procesowej, ponieważ błędy w tym zakresie niosą ze sobą bardzo duże ryzyka i są trudne do odwrócenia, zwłaszcza jeśli w toku źle „zaprojektowanego” procesu wierzytelności ulegną przedawnieniu.
Maciej Zych, adwokat, praktyka postępowań sądowych kancelarii Wardyński i Wspólnicy