Znaki towarowe w słownikach i encyklopediach
Czy uprawniony ze znaku może zażądać od wydawcy słownika, aby obok potocznego znaczenia słowa będącego znakiem towarowym umieścił informację, że jest to zastrzeżony znak towarowy?
Niektóre znaki towarowe tak silnie zadomawiają się w języku, że zaczynają funkcjonować nie tylko jako oznaczenie pochodzenia od określonego przedsiębiorcy, ale także jako nazwa potoczna lub rodzajowa dla określonej kategorii towarów czy usług.
Starsze pokolenia pamiętają, że przez lata elektroluks był w Polsce synonimem odkurzacza, bez względu na jego markę. To znaczenie odeszło do lamusa i dziś Elektrolux jest rozumiany jako marka sprzętu AGD. Słowo pampers bywa jednak używane na oznaczenie jednorazowej pieluszki, lycra to potoczna nazwa tkaniny z elastycznym dodatkiem, a teflon to określenie śliskiego, nieprzywieralnego tworzywa. A przecież wszystkie te słowa wskazują również na pochodzenie z określonego źródła i są zastrzeżonymi znakami towarowymi – kolejno na rzecz spółek Procter & Gamble, Invista Technologies i Chemours.
Sęk w tym, że autorów słowników i uprawnionych ze znaków towarowych interesują zupełnie inne kwestie. Pierwszych – słowa używane przez użytkowników języka, drugich – prawa ucieleśnione w słowach, które na rynku służą przede wszystkim do oznaczenia pochodzenia. Niestety niektóre słowniki ograniczają się do podania wyłącznie potocznego znaczenia takich słów, pomijając fakt, że stanowią one także, a może przede wszystkim, zarejestrowane znaki towarowe. A przecież uprawnieni ponoszą zwykle ogromne nakłady na zbudowanie rozpoznawalności i wartości swoich znaków. Zamieszczenie znaku towarowego w słowniku lub podobnej publikacji ze wskazaniem jedynie jego znaczenia potocznego czy rodzajowego, bez podania jego pierwotnego znaczenia (tj. jako znaku towarowego), może osłabiać siłę odróżniającą znaku towarowego, która jest jego najważniejszą cechą i czynnikiem wpływającym na jego wartość i sens ochrony.
Właściciele znaków towarowych mają prawo i obowiązek dbać o znak i jego zdolność odróżniającą, a zatem muszą mieć narzędzia służące temu celowi. Jednym z nich jest prawo żądania od wydawcy słownika, encyklopedii lub podobnej publikacji, aby ten wskazał, że użyte tam hasło stanowi znak towarowy.
Nowy stary środek ochrony
Prawo Unii Europejskiej od dawna jasno reguluje kwestie umieszczania w słownikach, encyklopediach i podobnych publikacjach znaczeń słów będących znakami towarowymi, a praktyka w tym zakresie jest ugruntowana. Takie regulacje obowiązują w Polsce od dawna względem unijnych znaków towarowych. Wynika to z art. 12 rozporządzenia nr 2017/1001 z 14 czerwca 2017 r. w sprawie znaku towarowego Unii Europejskiej (a wcześniej z art. 10 poprzednio obowiązujących: rozporządzenia nr 207/2009 z 26 lutego 2009 r. w sprawie wspólnotowego znaku towarowego i rozporządzenia nr 40/94 z 20 grudnia 1993 r. w sprawie wspólnotowego znaku towarowego). Przepisy rozporządzenia są stosowane w Polsce bezpośrednio, bez konieczności ich implementacji, i właściciele znaków unijnych mogą się na nie powoływać.
Przepisy te nie były jednak dotychczas implementowane w polskiej ustawie Prawo własności przemysłowej. Najnowsza nowelizacja Prawa własności przemysłowej z 20 lutego 2019 r. (obowiązująca od 16 marca 2019 r.) zmienia ten stan rzeczy i daje tożsame uprawnienie tym, którzy dysponują wyłącznie znakami krajowymi1.
Nowy art. 296 ust 1(3) p.w.p. przewiduje, że jeżeli znak towarowy zamieszczony (reprodukowany2) w słowniku, encyklopedii lub w podobnym zbiorze informacji w formie drukowanej lub elektronicznej stwarza wrażenie, że stanowi nazwę rodzajową towaru, wydawca zapewnia – na żądanie uprawnionego z prawa ochronnego na znak towarowy – aby takiemu zamieszczeniu towarzyszyło wskazanie, że jest to zarejestrowany znak towarowy.
Czego może się domagać uprawniony z praw ochronnych na znak towarowy?
Nowe uprawnienie właścicieli znaków towarowych aktualizuje się wtedy, gdy wydawca umieścił już dany wyraz w słowniku lub encyklopedii, ale pominął fakt, że jest ono zarejestrowanym znakiem towarowym, ograniczając się do definicji rodzajowej lub znaczenia potocznego. Właściciel znaku może domagać się dodania informacji, że dane słowo jest znakiem towarowym.
Właściciel znaku towarowego nie może jednak żądać, by wydawca w ogóle usunął hasło z publikacji. Nie może też domagać się, by wydawca wyeliminował rodzajowe czy potoczne znaczenie hasła i zastąpił je informacją, że stanowi ono zarejestrowany znak towarowy. Każdy słownik powinien być źródłem rzetelnej i sprawdzonej wiedzy, a wydawcy mają prawo odnotowywać faktyczne zachowania użytkowników języka, jeżeli takowe mają w rzeczywistości miejsce.
Co powinien zrobić wydawca?
Adresatem omawianego obowiązku są wydawcy słowników (zarówno ogólnych, jak i specjalistycznych), encyklopedii i podobnych zbiorów informacji. Przepis dotyczy więc, najogólniej rzecz ujmując, wydawców wszelkich publikacji stanowiących źródło wiedzy. Nie ma przy tym znaczenia, czy publikacja ma postać drukowaną, czy elektroniczną. Forma publikacji wpływa jedynie na termin zastosowania się przez wydawcę do żądania uprawnionego ze znaku. W przypadku publikacji drukowanych wydawca powinien dokonać zmiany najpóźniej w następnym wydaniu publikacji, a w przypadku publikacji w formie elektronicznej – bezzwłocznie.
Wyzwaniem może okazać się realizowanie uprawnień właścicieli znaków wobec cyfrowych słowników czy encyklopedii, których treść tworzy społeczność (user generated content). Nie mają one przecież centralnego wydawcy, który mógłby zadośćuczynić żądaniu. Mimo to trudno wyobrazić sobie, aby takie „platformy wiedzy” pozostawały poza zakresem przepisu, zwłaszcza biorąc pod uwagę ich obecne znaczenie. Nad wypełnianiem obowiązków wynikających z omawianego przepisu powinni czuwać np. ich administratorzy lub podmioty za nie odpowiedzialne.
Polski ustawodawca nie zawarł w nowym przepisie zaleceń dla wydawców, jak wskazywać, że słowo stanowi zarejestrowany znak towarowy. Podobnie zresztą postąpiło większość krajów, które implementację dyrektywy nr 2015/2436 mają już za sobą. Tylko niektóre regulacje (np. norweskie) udzielają wskazówek, w jaki sposób obowiązek może zostać wykonany. Zwykle to właściciel znaku towarowego określa w wezwaniu, w jaki sposób wydawca powinien podać informacje o znaku towarowym. Niektórzy uprawnieni proszą, aby słowu towarzyszyło wskazanie, że jest to znak towarowy zarejestrowany na rzecz danej spółki. Inni proszą o dodanie oznaczenia ®.
Optymalnie będzie, jeśli wydawca i uprawniony ze znaku wspólnie wypracują metodę odzwierciedlenia faktu rejestracji. Powinna ona bowiem uwzględniać zarówno postulaty uprawnionego i przepisy prawa, jak i zasady redakcyjne przyjęte przez wydawcę. Bez wątpienia jednak wydawca, umieszczając znak towarowy, powinien uwzględnić to, jak znak towarowy został zarejestrowany. Jeśli np. znak pisany jest małą literą, to w publikacji należałoby umieścić go w taki właśnie sposób. Za zasadne można uznać żądanie właściciela znaku, aby znaczenie wyrazu jako znaku towarowego podane było w pierwszej kolejności – to zwykle ono jest przecież pierwotnym znaczeniem wyrazu.
A jeśli wydawca nie zastosuje się do wezwania właściciela znaku?
Praktyka wskazuje, że wydawcy chętnie współpracują i z pełnym zrozumieniem oraz profesjonalizmem reagują na wezwania właścicieli znaków. Podobnie jak w innych krajach, nie należy zatem spodziewać się sporów sądowych, które za podstawę przyjmowałyby omawiany przepis.
Czysto teoretycznie, wydawca, który nie zastosuje się do wezwania właściciela znaku i nie zamieści informacji o jego rejestracji, może narazić się na postępowanie cywilne. Właściciel znaku będzie mógł domagać się w nim, by sąd nakazał umieszczenie w publikacji stosownej informacji o rejestracji danego słowa jako znaku towarowego. Nieco bardziej skomplikowane byłoby podnoszenie przez właścicieli innych roszczeń, np. nakazania zniszczenia nowych publikacji (papierowych), które mimo wezwania nie odzwierciedlają informacji o znaku, czy nakazania wydawcy opublikowania informacji o wyroku.
Podsumowanie
Nowe uprawnienie właścicieli krajowych znaków towarowych stanowi pewne specyficzne narzędzie ochrony. Odtworzenie zarejestrowanego znaku towarowego w słowniku czy encyklopedii nie wchodzi przecież w zakres typowego „używania znaku”, o jakim mowa w pozostałych przepisach dotyczących naruszeń praw ze znaków towarowych.
Choć można się zastanawiać, czy implementacja przepisu nie powinna być bardziej precyzyjna i dostosowana np. do obecnego poziomu cyfryzacji, to bez wątpienia należy ocenić ją pozytywnie. Uprawnienie nie jest ani nowe, ani rewolucyjne, a z całą pewnością stanowi wsparcie dla tych właścicieli znaków, którzy w swoim portfolio zgromadzili wyłącznie krajowe rejestracje. Zrównuje też wreszcie uprawnienia właścicieli znaków krajowych z uprawnieniami właścicieli znaków unijnych. Nie ma żadnych podstaw, aby były one różne. Implementacja to także przypieczętowanie stosowanych już przez wydawców w Polsce dobrych praktyk w zakresie reprodukcji znaków.
Krąg uprawnionych z nowego przepisu Prawa własności przemysłowej może wydawać się dziś dość wąski. Trzeba jednak mieć na uwadze, że język stale ewoluuje, a z wyzwaniem zadbania o należyte zamieszczenie znaku w słowniku czy encyklopedii może jutro mierzyć się ten właściciel znaku, który dziś takiej potrzeby nie dostrzega.
Pojawianie się znaków towarowych w słownikach jest blisko związane z zagadnieniem degeneracji, ale to już temat na osobny artykuł. Bez wątpienia jednak właściciele znaków krajowych do katalogu działań przeciwdziałających degeneracji (takich jak walka z naruszeniami, sprzeciwianie się kolizyjnym zgłoszeniom, promocja znaków i reklama) mogą dodać monitorowanie używania znaków w słownikach, encyklopediach i podobnych zbiorach oraz reagowanie, gdy treść hasła omawiającego znaczenie reprodukowanego znaku słownego nie spełnia omawianych wyżej wymogów.
Lena Marcinoska, adwokat, praktyka własności intelektualnej kancelarii Wardyński i Wspólnicy
1 Konieczność wprowadzenia takiego przepisu wynika z obowiązku implementacji dyrektywy nr 2015/2436 z 16 grudnia 2015 r. odnoszącej się do znaków towarowych, a konkretnie z jej art. 12.
2 W nowelizacji Prawa własności przemysłowej, za sformułowaniem dyrektywy nr 2015/2436, użyto terminu „reprodukcja” znaku towarowego, którego dla jasności wykładu unikamy. Ustawodawca pod słowem „reprodukcja” rozumie zamieszczenie znaku słownego w takiej formie językowej, w jakiej został on zarejestrowany.