Połączenie magnezu i witaminy B6 dobre na stres, ale nie dla każdego
Nazwy ogólne i rodzajowe o charakterze ogólnoinformacyjnym mogą – dzięki nietypowej i niespotykanej na rynku kombinacji poszczególnych elementów – uzyskać zdolność odróżniającą, w konsekwencji stając się elementem dominującym znaku towarowego.
Taki wniosek płynie z wyroku SN z 22 stycznia 2010 r. w sprawie V CSK 192/09.
Producent suplementu diety występującego pod nazwą „MGB6” wszczął sprawę cywilną przeciwko producentowi produktu podobnego o nazwie „Mg+B6” z dodatkiem słów „magnez” i „witamina”, zarzucając mu czyny nieuczciwej konkurencji.
W rezultacie skargi kasacyjnej złożonej przez pozwanego sprawa została rozpatrzona przez Sąd Najwyższy. Ten skargę oddalił, potwierdzając tym samym naruszenie praw powoda, jednak w uzasadnieniu poczynił kilka zasadniczych uwag.
W kontekście powyższego orzeczenia przypomnieć należy, że zgodnie z obowiązującymi przepisami prawa Urząd Patentowy nie udziela praw ochronnych na oznaczenia
nieposiadające dostatecznych znamion odróżniających. Chodzi tu między innymi o takie oznaczenia, które składają się wyłącznie z elementów mogących służyć do wskazania rodzaju towaru, składu lub przydatności albo są zwyczajowo używane w tzw. „utrwalonych praktykach handlowych”.
W omawianym stanie faktycznym nie mamy jednak do czynienia z pojedynczym zastosowaniem takich właśnie oznaczeń, ale z ich kombinacją, którą jako pierwsza stworzyła spółka powoda. To, że nazwa produktu powoda powstała z połączenia symbolu pierwiastka i oznaczenia witaminy B6, nie prowadzi do wniosku, że jest to tylko nazwa ogólna, którą może wykorzystać każdy inny uczestnik rynku.
SN podkreślił także swoistość segmentu rynku, na którym sprzedawane są preparaty magnezowe. Swoistość ta sprowadza się do tego, że ten sam albo bardzo podobny towar może stać się z punktu widzenia odbiorców bardziej atrakcyjny dzięki specyficznej nazwie oraz reklamie produktu i jego opakowaniu. W tej sytuacji wprowadzanie na rynek nowego produktu wymaga daleko posuniętej ostrożności, gdyż pojawienie się na rynku bardzo podobnie opakowanego i nazwanego towaru może spowodować wprowadzenie konsumentów w błąd i, co za tym idzie, odebrać ich innemu producentowi.
Z uzasadnienia wyroku SN wynika, że sąd, oceniając podobieństwo nazw produktów, duże znaczenie przypisał ich warstwie fonetycznej. Analiza obu nazw z tego punktu widzenia prowadzi do wniosku, że odróżnienie obu produktów jest w zasadzie niemożliwe. Wagę tego argumentu uwypukla fakt, że reklama produktu powoda emitowana była m.in. w radiu, co dodatkowo zwiększa ryzyko pomyłek, nawet przy zróżnicowaniu elementów graficznych opakowań.