Unijne sankcje a sport międzynarodowy
Kluby wycofują się z rozgrywek organizowanych przez rosyjskie ligi. Zagraniczni zawodnicy zrywają kontrakty z rosyjskimi klubami. To nie tylko protest przeciwko wojnie, ale też racjonalna decyzja w obliczu unijnych sankcji – głównie tych opisywanych jako „zamrożenie majątków”. A możliwe, że prawdziwe wstrząsy dopiero przed nami.
Sankcje gospodarcze zastosowane przez Unię Europejską w związku z agresją Rosji na Ukrainę osiągnęły bezprecedensową skalę. Są wśród nich tzw. środki ograniczające, które polegają na zamrożeniu funduszy i zasobów gospodarczych osób objętych sankcjami oraz na zakazie udostępniania takim osobom funduszy lub zasobów.
Na liście współpracowników i popleczników rosyjskiego dyktatora objętych tymi środkami znajduje się wiele osób związanych z rosyjskim światem sportu. Zrozumienie, na czym polegają omawiane środki zastosowane przez UE, pozwala lepiej zrozumieć zachowania europejskich zawodników, klubów i związków sportowych, którzy gwałtownie odcinają się od rosyjskich organizacji, właścicieli i sponsorów.
Unia Europejska czy jej państwa członkowskie nie mogą tak po prostu przejąć na własność majątków rosyjskich spółek, oligarchów i dygnitarzy uwikłanych w brudną politykę. Majątki te w znacznej części znajdują się poza zasięgiem europejskiego prawa, w Rosji lub w innych obcych jurysdykcjach. Nawet jednak gdy są zlokalizowane w UE, zwykłe przejęcie ich na własność byłoby naruszeniem podstawowej zasady prawa międzynarodowego, zgodnie z którą wywłaszczenie obcokrajowca możliwe jest jedynie w celu publicznym i – co do zasady – wyłącznie za stosownym odszkodowaniem.
Sankcje, które obrazowo opisuje się jako zamrożenie majątków objętych nimi osób, polegają w związku z tym na czymś zgoła innym. W istocie nakładają one ograniczenia i obowiązki nie na sankcjonowaną osobę, ale na obywateli państwa, które je nakłada. Nakładając sankcje na cudzoziemca, państwo w istocie zobowiązuje swoich własnych obywateli (osoby podległe jego jurysdykcji), by nie podejmowali wobec tego cudzoziemca czynności, które pozwalałyby mu wykorzystywać jego majątek, niezależnie od tego, czy majątek ten zlokalizowany jest w tym państwie, czy poza jego granicami. Osoba objęta takimi sankcjami staje się w rezultacie „skażona” dla obywateli państwa, które nakłada sankcje. Nie mogą oni przyjmować od takiej osoby żadnych funduszy lub zasobów gospodarczych, ani przekazywać ich takiej osobie. I to pod rygorem kar, które zgodnie z prawem unijnym mają być na tyle surowe, by były skuteczne. Ma to paraliżować działalność sankcjonowanej osoby i uniemożliwiać jej wykorzystywanie majątku, ale bez odbierania go przez państwo. Jest to tym skuteczniejsze, im większe znaczenie dla osoby objętej sankcjami ma dane państwo i w jakim stopniu zobowiązanie osób i instytucji finansowych podlegających jego jurysdykcji do unikania relacji finansowych z taką osobą uniemożliwia jej wykorzystywanie własnego majątku.
Co ważne, w wyniku zastosowania sankcji zamrażających majątek „toksyczna” staje się nie tylko osoba ujęta na liście sankcyjnej, ale też wszystkie podmioty przez nią kontrolowane, zarządzane i powiązane z nią. Chodzi o to, by osoba objęta sankcjami nie mogła wykorzystywać majątku, który formalnie nie należy do niej, lecz do kontrolowanych przez nią lub powiązanych z nią osób lub organizacji, i by nie mogła ona za ich pośrednictwem gromadzić majątku lub obracać nim.
Na aktualnej liście sankcji unijnych znajduje się tymczasem np. Giennadij Timczenko – prezes bajecznie bogatej rosyjskiej ligi hokejowej KHL, w której występują nie tylko europejscy zawodnicy, ale i szereg europejskich klubów. Rzuca to nieco inne światło na decyzję dwóch takich klubów – łotewskiego Dynama Ryga i fińskiego Helsinki Jokerit – by wycofać się z rozgrywek. Nie ma powodów, by wątpić, że zgodnie z deklaracjami tych klubów ich ruch powodowany był chęcią zaprotestowania przeciw wojnie w Ukrainie. Mógł być jednak także podyktowany ostrożnością i chęcią zastosowania się do unijnych sankcji na wypadek uznania, że obejmują one nie tylko samego Timczenkę, ale i całe zarządzane przez niego KHL. Przesłanka „powiązania” użyta w unijnych regulacjach sankcyjnych jest na tyle pojemna, że trudno kategorycznie przesądzać, że tak nie jest. Jokerit ma przy tym dodatkowo ten problem, że do oligarchy należy podobno także lodowisko, na którym klub rozgrywa mecze.
Podobnie „sankcyjny wymiar”, obok chęci zaprotestowania przeciwko wojnie, mogła mieć też decyzja naszego piłkarza, Grzegorza Krychowiaka, by rozwiązać umowę z rosyjskim FC Krasnodar. Klub ten należy do rosyjskiego biznesmena Siergieja Galickiego, który choć nie widnieje na liście sankcji unijnych, znalazł się już kiedyś na czarnej liście amerykańskich władz. Zagraniczni piłkarze, którzy jak jeden mąż rozwiązali umowy z klubem, mogli zatem nie tyle zostać zbuntowani przez naszego reprezentanta, jak to przedstawiają polskie media, ile obawiać się, że wkrótce unijne prawo może zakazywać im współpracy z klubem i pobierania z niego jakichkolwiek wynagrodzeń, więc może lepiej znaleźć innego pracodawcę.
Niewykluczone wreszcie, że unijne sankcje miały wpływ na decyzje FIFA i UEFA o zawieszeniu rosyjskiej reprezentacji i klubów piłkarskich w rozgrywkach międzynarodowych. Prezesem Rosyjskiego Związku Piłki Nożnej był do niedawna Siergiej Fursenko – przyjaciel Putina z Petersburga, który figurował już na liście sankcji amerykańskich i ukraińskich (po zajęciu Krymu przez Rosję Ukraińcy uchwalili własne sankcje przeciwko całej grupie osób z „putinowskiej szajki”). Obecnie zasiada on we władzach UEFA. Gdyby UE także zdecydowała się wciągnąć go na listę osób objętych sankcjami, mogłoby to mieć poważne konsekwencje prawne dla tej organizacji i dla jej organizacji członkowskich, w tym PZPN.
Odcinanie się od rosyjskiej federacji i klubów piłkarskich, do którego impuls dał PZPN, jest zatem nie tylko słuszną oznaką protestu i dezaprobaty dla uwikłanego w brudną putinowską politykę rosyjskiego sportu, ale także działaniem, które jest konieczne, by przekonać unijne władze, że międzynarodowe federacje sportowe potrafią samodzielnie zrobić porządek w swoich szeregach. Może też być przygotowywaniem się na to, że rosyjscy przedstawiciele aktualnie zasiadający w tych organizacjach zostaną objęci europejskimi sankcjami, przez co – gdyby nie zostali usunięci z tych organizacji, co może wcale nie być łatwe – wciągnęliby je same w poważne kłopoty prawne. Samo zawieszenie reprezentacji Rosji i rosyjskich klubów w prawie uczestnictwa w rozgrywkach międzynarodowych byłoby wówczas jedynie przygrywką do potężnych wstrząsów w międzynarodowym sporcie.
Stanisław Drozd, adwokat, praktyka prawa sportowego kancelarii Wardyński i Wspólnicy