Specyficzne poczucie sprawiedliwości
Wbrew oficjalnym celom ustawodawcy unijnego wydłużenie okresu ochrony fonogramów oraz praw artystów wykonawców z 50 do 70 lat służy nie samym artystom, tylko branży fonograficznej.
Późnym latem 2011 roku została opublikowana dyrektywa zmieniająca dyrektywę 2006/116 w sprawie czasu ochrony prawa autorskiego i niektórych praw pokrewnych. Zasadnicza zmiana polegała na wydłużeniu okresu ochrony fonogramów oraz praw artystów wykonawców z 50 do 70 lat. Temat ten już od kilku lat rozpalał pióra i umysły środowisk prawniczych. Ostateczny rezultat jest triumfem branży fonograficznej. Potrafiła ona roztoczyć przed brukselskimi politykami wizję Europy lepszej, bo sprawiedliwszej dzięki tej zmianie. Jednocześnie zdołała zamaskować okoliczność, że to przemysł fonograficzny będzie jej jedynym faktycznym beneficjentem. Tym samym nieświadomie nawiązano do znanego polskiego filmu, gdzie pada słynne „sąd sądem, a sprawiedliwość musi być po naszej stronie”.
Oficjalna zapowiedź zmian w zakresie okresu ochrony wskazanych praw pokrewnych pojawiła się już na początku 2008 roku. Wtedy to ówczesny komisarz ds. rynku wewnętrznego i usług, Charlie McChreevy, wyraził przekonanie, iż wykonujący muzykę artyści nie powinni dłużej grać roli ubogich krewnych w branży muzycznej. Zawoalowany postulat brukselskiego urzędnika znalazł silne wsparcie przedstawicieli branży oraz niektórych muzyków, z samym sir Cliffem Richardem na czele.
Wiele badań – tylko po co?
Poruszona kwestia stała się przedmiotem licznych analiz ekonomiczno-prawnych najpoważniejszych europejskich jednostek naukowo-badawczych. Wynikające z nich konkluzje w odniesieniu do proponowanych zmian były bez wyjątku negatywne. Zasadniczym zarzutem był brak powiązania pomiędzy celem działań (słuszne dążenie do poprawy losu artystów muzyków) a wybranym środkiem (wydłużenie ochrony nagrań muzycznych). Prawdziwi luminarze europejskiego prawa autorskiego wskazywali też na brak podstaw do zmiany okresu ochrony. Wszelkie apele zostały jednak zignorowane.
Wszechobecna ochrona
Jako że zręby prawa autorskiego powstawały w realiach świata analogowego, nie odpowiada ono realiom rzeczywistości cyfrowej. Jest to truizm. Dyskusja na temat zmiany aksjomatów prawa autorskiego (czyli jego tzw. „rekonceptualizacji”) toczy się głównie w ramach trzech państw: Stanów Zjednoczonych, Niemiec oraz Francji, niestety bez naszego udziału. Właściwie poza sporem pozostaje, że prawo autorskie jest systemem ochrony zbyt rozległym, zbyt długotrwałym, zbyt skomplikowanym oraz zbyt restrykcyjnym. Problem nie jest przy tym czysto akademicki, ponieważ prawo autorskie jest wszechobecne w naszym życiu. Praktyka udzielania ochrony prawnoautorskiej doprowadziła do wynaturzenia jego istoty. Chroni się nie tylko dzieła nacechowane piętnem indywidualnej twórczości, które realnie wzbogacają kulturowy dorobek, lecz praktycznie każdy rezultat ludzkiej działalności, który jedynie markuje tę wartość. Prawo autorskie, które oferuje tanią, odformalizowaną, skuteczną oraz niezwykle długą ochronę, jest postrzegane jako istotny sprzymierzeniec przemysłu w monopolizowaniu produktów. Co i raz podejmowane są próby objęcia ochroną nowych rodzajów produktów, skrajnie różnych od tradycyjnego zestawu utworów. Obecnie przedmiotem ożywionego dialogu jest ochrona wyrobów perfumeryjnych. W świetle obowiązujących przepisów prawa autorskiego właściwie nie sposób przeżyć jednego dnia bez ryzyka popełnienia kilkunastu naruszeń. Nawet głośno słuchając muzyki w domu przy otwartych oknach można się narazić na zarzut naruszenia prawa autorskiego. Wydłużenie ochrony wskazanych praw pokrewnych wpisuje się w fatalną tendencję do nadreprezentatywności przepisów prawa autorskiego w codziennym życiu.
Zły kształt dyrektywy
Z pewnością dyrektywa będzie stymulowała prawotwórczą funkcję Trybunału Sprawiedliwości UE. Taki sposób tworzenia prawa jest wodą na młyn zwolenników teorii, iż prawna unifikacja krajów wspólnotowych to nie tyle przejaw dążenia do sprawiedliwości, ile efekt sprawnego lobbingu. Jeśli zmiana dyrektywy miała być dowodem aktywności naszego kraju w ramach prezydencji dzierżonej w drugiej połowie 2011 roku, nie mamy powodów do dumy.
dr Damian Flisak, Zespół Technologie, Media, Telekomunikacja kancelarii Wardyński i Wspólnicy