Ustawa o produktach „bez GMO” niewolna od wątpliwości
Od 1 stycznia 2020 r. moglibyśmy się spodziewać na rynku nowych oznaczeń na produktach spożywczych i paszach: „bez GMO” i „wyprodukowane bez stosowania GMO”. Biorąc jednak pod uwagę wymogi, które muszą spełnić producenci przed zastosowaniem takiego oznakowania, wydaje się, że na tak oznaczone produkty przyjdzie nam jeszcze poczekać.
Nowe oznakowanie to owal z motywem kolby kukurydzy w kolorze białym na zielonym tle z odpowiednim napisem. Nowe oznakowania wprowadziła ustawa z dnia 13 czerwca 2019 r. o oznakowaniu produktów wytworzonych bez wykorzystania organizmów genetycznie zmodyfikowanych jako wolnych od tych organizmów, która wchodzi w życie 1 stycznia 2020 r.
O planowanych zmianach pisaliśmy już na naszym portalu. W nowym akcie ustawodawca ustala warunki dla informowania, że produkt lub jego składniki nie są genetycznie zmodyfikowane. Warto przypomnieć, że tak oznakowane mogą być produkty spożywcze, w których zawartość modyfikacji genetycznej, w tym GMO, wynosi nie więcej niż 0,1%, a w odniesieniu do pasz – 0,9%. Takie pozostałości są dopuszczalne jako przypadkowe lub nieuniknione technicznie.
Ustawodawca używa w ustawie terminów „modyfikacja genetyczna” lub „GMO” stosowanych w ustawodawstwie europejskim, choć do obiegu wchodzą już inne określenia. I tak w Niemczech używane jest określenie „Gentechnik”, a w USA przyjęto rok temu oficjalne określenie „bioengineering” albo „bioengineered”, które ma w założeniu budzić większą akceptację konsumentów dla produktów poddanych modyfikacji genetycznej.
Brak modyfikacji genetycznych produktów spożywczych pochodzenia zwierzęcego i roślinnego oraz pasz będzie musiał być udowodniony badaniami laboratoryjnymi przeprowadzonymi w akredytowanych laboratoriach zgodnie z normą ISO 17025, jeśli akredytacja danego laboratorium obejmuje analizę obecności i określania zawartości modyfikacji genetycznych. Obowiązek zlecenia takich badań spoczywa na podmiotach, które produkują, przetwarzają, konfekcjonują lub przechowują produkty wolne od GMO oraz mają zamiar wprowadzić je na rynek.
Jednym z celów badania jest analiza zagrożenia wystąpienia modyfikacji genetycznych w badanym produkcie. W zależności od wyników takiej analizy będzie określana częstotliwość pobierania próbek do badań celem potwierdzenia, że produkty oznaczone „bez GMO” spełniają warunki ustawy. Ustawa obejmuje obowiązkiem badania laboratoryjnego nie tylko produkty (lub ich składniki) mające swoje odpowiedniki genetycznie modyfikowane wpisane do wspólnotowego rejestru, ale też inne składniki, np. te przywożone z krajów, w których obowiązują bardziej liberalne zasady dotyczące modyfikacji genetycznych bądź w których nie ma takich zasad. Obowiązek częstych badań laboratoryjnych (np. przy każdej dostawie surowców do dalszej produkcji) i związany z tym koszt może być istotnym elementem analizy ekonomicznej przy szacowaniu potencjalnych korzyści wynikających z przewagi konkurencyjnej związanej z wprowadzeniem na rynek produktu oznaczonego jako wolny od GMO.
Producenci lub dostawcy żywności i pasz, którzy dotychczas znakowali swoje produkty jako wolne od GMO w dowolny sposób, ale ich produkty nie spełniają warunków ustawowych, muszą wyprzedać swoje zapasy do końca 2021 r. Z ekonomicznego punktu widzenia umożliwienie wyprzedaży takich produktów jest zrozumiałe, ale dwuletni okres przejściowy wydaje się za długi. Zakładając, że produkty spełniające wymogi ustawowe zaczną pojawiać się na rynku np. ok. połowy 2020 r. (jeśli nie wcześniej), to przez co najmniej półtora roku konsumenci będą zdezorientowani. Mogą oni bowiem uznawać za prawdziwe zarówno dotychczasowe oznakowanie produktu jako wolnego od GMO, jak i nowe oznakowanie z motywem kukurydzy. Takie rozwiązanie budzi też istotne wątpliwości z punktu widzenia przepisów o nieuczciwej konkurencji.
Rynek produktów wolnych od GMO będzie zresztą jeszcze bardziej patchworkowy, bowiem zgodnie z zasadą swobody przepływu towarów ustawa formalizująca opatrywanie produktów oznakowaniem wskazującym na brak GMO nie ma zastosowania do żywności i pasz pochodzących z innych państw Unii Europejskiej, państw EFTA, EOG i Turcji. Takie produkty będą mogły być oznakowane w sposób dopuszczony przez przepisy danego państwa.
Ustawa została napisana zasadniczo zgodnie z zasadami techniki prawodawczej, ale fakt, że w raptem piętnastu artykułach odwołuje się do dwunastu rozporządzeń unijnych, ośmiu ustaw polskich i jednej dyrektywy unijnej budzi zgrozę. Przez te odwołania akt jest trudno czytelny i wymaga znajomości wielu niełatwych do interpretacji przepisów. Ustawa może więc być trudna w stosowaniu, zwłaszcza dla małych i średnich producentów polskich artykułów rolno-spożywczych, opierających produkcję na krajowych paszach niemodyfikowanych. A przecież to właśnie oni mieli zyskać dzięki tej ustawie przewagę konkurencyjną nad produktami, głównie importowanymi, wytwarzanymi z użyciem GMO.
Mało czytelna redakcja ustawy jest prostym skutkiem przeregulowania i nadmiernego skomplikowania unijnego prawa żywnościowego i paszowego. Problem ten jest znany i często podnoszony w literaturze. Niestety REFIT – zapoczątkowany kilka lat temu – nie przynosi, jak widać, oczekiwanych rezultatów.
dr Ewa Butkiewicz, radca prawny, praktyka life science i postępowań regulacyjnych kancelarii Wardyński i Wspólnicy